niedziela, 10 września 2017

Rozdział IV

Staranowałam dwie osoby, biegnąc do sali, w której miała rozpocząć się pierwsza lekcja. Musiałam koniecznie zobaczyć się z Rozalią i usłyszeć od niej czy Peggy mówiła prawdę. Wiedziałam, że równie rzetelna dziennikarka, która starannie selekcjonowała tematy swoich kolejnych artykułów, nie rzucałaby słów na wiatr. A z drugiej strony nie mogłam pojąć, jak to się stało, że… Że zostawiła ukochanego chłopaka i związała się z jego bratem. Z Lysandrem…
Na miejscu od razu zaczęłam rozglądać się za koleżanką. Nie mogłam pozwolić, żeby nieprzemyślanie zrobiła głupstwo, które miało tak mocno wpłynąć na jej życie. Chciałam usłyszeć, że nie podejmowała decyzji pochopnie i wszystko przemyślała.
Mój wzrok zatrzymał się na dwójce osób, czyli autorach całego zamieszania. Stali w kącie wąskiego szkolnego korytarza, ukryci za długą kolumną szafek uczniowskich. Bez namysłu zaczęłam maszerować w ich kierunku. Wyraźnie zmieszali się, ale nie zamierzałam odpuszczać.

- Hej. – Przywitałam się ciepło, żeby ich nie wystraszyć, bo wbrew pozorom nie chciałam krytykować wyborów dwojga moich dorosłych przyjaciół. – Słuchajcie, powiedzcie mi tylko czy to prawda, czego niedawno się dowiedziałam. Czy wy naprawdę jesteście parą? – zapytałam bez ogródek, lustrując ich uważnym wzrokiem.
Zauważyłam, że byli mocno spięci. W zasadzie, to nic dziwnego.
- Dobrze słyszałaś. Rozalia to moja kobieta – rzekł bez zwłoki chłopak, spoglądając czule na dziewczynę, która odwzajemniła jego wzrok.
Na początku nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Sytuacja była skomplikowana i niespodziewana jednocześnie. Wiedziałam jednak, że muszę okazać dziewczynie wsparcie, niezależnie od jej życiowych decyzji.
Zrobiłam dwa kroki w przód i przytuliłam ją mocno.
- Życzę ci dużo siły jeśli chodzi o Leo – szepnęłam. – A wam obojgu, dużo szczęścia i wytrwałości. Nie słuchaj innych, tylko rób swoje, laska.
Podniosła na mnie swoje duże, piwne oczy. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Uśmiechnęłam się nieznacznie, a ona jeszcze chwilę bez słowa mnie obserwowała.
- Nie spodziewałam się… Dziękuję, Megan. Dziękuję za to, że się od nas nie odwracasz – rzekła nieśmiało.
- Musiałabym być głupia!
Wtem rozbrzmiał dzwonek, kończący automatycznie naszą dyskusję. Po wymianie ciepłych spojrzeń, podreptałyśmy w stronę sali lekcyjnej, mając za sobą eskortę w postaci Lysandra.
Matematyka minęła mi w spokoju. Przepisywałam działania z tablicy, nie potrafiąc skupić się na treści zadań. Ostatnio tak wiele myśli kotłowało się w mojej głowie i tyle działo w życiu moim i moich przyjaciół.
- Hej, nie wychodzisz? – Padło pytanie tuż obok.
Natychmiast przeniosłam wzrok na, jak się okazało, rudowłosą koleżankę, która jeszcze godzinę wcześniej męczyła mnie pytaniami o mnie i Kastiela. I już wiedziałam, co mnie czeka w najbliższych minutach.
- Tak, już idę. Zamyśliłam się, nie usłyszałam dzwonka…
- Domyślam się co mogło być tego powodem. A raczej kto – odparła sarkastycznie dziewczyna.
Zgromiłam ją wzrokiem, wydymając usta. Spakowałam książki do torby i wyszłam w jej towarzystwie z klasy, zajmując zaraz miejsce na ławce pod ścianą.
Iris wpatrzyła się we mnie uważnie. Zrobiło mi się nieswojo.
- Nie patrz tak – jęknęłam.
Nie posłuchała. Jak na złość, posyłała mi coraz uporczywsze spojrzenia.
- Przestań – powiedziałam znów, ale ona nadal gapiła się prosto w moje oczy. – Mieliśmy robić razem ten głupi projekt, ale się pokłóciliśmy. Chciałam iść do domu, ale w drodze mnie pocałował, nie wiem dlaczego. Nie chciałam tego, odepchnęłam go. Naprawdę – wymamrotałam, będąc pewna, że w przeciwnym razie nie da mi spokoju.
Przeanalizowała usłyszane wyjaśnienie, a potem skrzyżowała ręce.
- Wiesz, nie chcę się za bardzo wtrącać, bo to twoje życie. Tylko pamiętaj, z kim się zadajesz. A poza tym, wiele osób doskonale wie już o tym zdarzeniu, bo was widzieli.
Przełknęłam głośno ślinę, pocierając czoło dłonią z nerwów.
- Kto? Kto widział?
- Podobno to wyszło od Klementyny, ale pewna nie jestem.
- Przeklęta… Mogła trzymać język za zębami… Już ja z nią sobie pogadam – szepnęłam wściekle, zrywając się z miejsca i pędząc przed siebie wgłąb korytarza.
Nie musiałam długo szukać. Dziki, charakterystyczny śmiech upewnił mnie, że dziewczyna, która puściła o mnie plotkę po szkole, jest blisko.
- Jesteś z siebie zadowolona? – zapytałam prosto z mostu, chwytając zdezorientowaną klasową koleżankę za łokieć i potrząsając nią lekko.
- Co? Puść mnie. – Obruszyła się, szarpiąc ręką.
- Słuchaj mnie, Klementynko, bo powiem raz i nie będę więcej powtarzać… Pilnuj swojego nosa, dobrze ci radzę. Nie zajmuj się życiem innych – powiedziałam z jadem, zaciskając usta w cienką kreskę w złości.
- Jesteś śmieszna. Było trzeba nie lizać się z Kastielem na środku ulicy, na oczach wszystkich. Jesteś głupią dziunią, która myśli, że coś z nim ugra – syknęła dziewczyna.
Myślałam, że wybuchnę i coś jej zrobię. Już zaciskałam pięść, gdy poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku. Odwróciłam głowę.
- Zostaw ją, nie warto.
W tym samym momencie pociągnęła mnie w swoim kierunku. Odpuściłam i posłałam Klementynie jedynie lodowate spojrzenie. To największa plotkara w całej szkole!
- Rozpowiedziała o mnie wszystkim – mruknęłam z pretensją.
- Daj spokój. Do tej małej zdziry nic nie dotrze – odrzekła Amber.
Musiałam przyznać jej rację.
- Trochę się zdziwiłam – dodała, a ja uniosłam brew w pytającym geście. – Kiedyś to ja za nim szalałam. Teraz widać przeszło na ciebie. – Wzruszyła ramionami dziewczyna.
- Ale… To nie tak…
- Mnie nigdy nie pocałował – powiedziała z wyczuwalny wyrzutem, ale i odrobiną żalu.
- Oj, Amber…
- Spoko, już mi przeszło. Widać nie lubi blondynek, bardziej kręcą go szatynki – podsumowała ze śmiechem.
To akurat była racja. Jeśli chodzi o wygląd, byłam jej całkowitym przeciwieństwem. Ona - blondynka o kręconych włosach z niebieskimi oczami.
Ja natomiast mogłam pochwalić się jeszcze dłuższymi, ale zupełnie prostymi, brąz włosami. Oczy miałam zielone i od zawsze traktowałam je jako swój atut – duże, pogodne, z ciemniejszą otoczką. Lubiłam też swoje usta. Były takie pełne, zaróżowione. Nic dziwnego, że Kastiel miał do nich słabość…
Smukły, prosty nos, wąskie ramiona i figura klepsydry – tym wszystkim obdarzyła mnie Matka Natura i byłam ogromnie szczęśliwa, że tak łaskawie się ze mną obeszła, obdarowując tyloma atutami, których z pewnością niejedna kobieta mi zazdrościła.
Uwielbiałam jeszcze jeden element na swojej twarzy. Moje dołeczki na policzkach, które ukazywały się za każdym uśmiechem. Mama zawsze mi powtarzało, że wyglądam wtedy niesamowicie uroczo…
- To był przypadek. Nic mnie z tym chłopakiem nie łączy – powiedziałam pewnie, bez chwili zawahania.
Nie zależało mi na sympatii z jego strony ani na tym, co o mnie myśli. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Nie kłam, mała – prychnęła z nieukrywanym uśmiechem Amber, klepiąc mnie lekko po ramieniu.
Wtedy go ujrzałam. W oddali, za dziewczyną, dostrzegłam właśnie Kastiela, który stał, rozmawiając z chłopakiem z sąsiedniej klasy. Wyminęłam koleżankę, szybkim krokiem maszerując w kierunku dyskutującej dwójki.
Zobaczył mnie, gdy miałam do niego już tylko kilka kroków. Mruknął coś do swojego rozmówcy i odwrócił się w moją stronę. Wiedział, że to on jest moim celem. Nic dziwnego, skoro staliśmy się tego dnia dwójką najbardziej popularnych uczniów w szkole.
- Kastiel… Zepsułeś moją reputację, głąbie – warknęłam.
Zdębiał. Patrzył na mnie zaskoczony z rozchylonymi nieznacznie ustami. Minęła dobra chwila, zanim odzyskał rezon.
- Nie zapędzaj się, kujonko – rzekł spokojnie, wsuwając ręce do kieszeni.
- Wszyscy o mnie plotkują – fuknęłam z pretensją, ganiąc go ostrym spojrzeniem.
- Powinnaś to potraktować jako komplement – powiedział nonszalancko, a ja zgłupiałam. – Jesteś uważana za moją dziewczynę – dodał z uśmieszkiem.
- Nie pieprz…
Wtedy niespodziewanie dotknął dłonią mojego ramienia w subtelnym, dyskretnym geście. Zamarłam chwilowo i z wrażenia wypuściłam z ręki trzymany portfel. Jego dotyk mnie paraliżował. Kiedy dodatkowo patrzył na mnie w takim skupieniu, coś niebezpiecznego się ze mną działo.
Za moment na szczęście się ocknęłam. Chciałam natychmiast ulotnić się stamtąd, żeby nikt nas już dłużej razem nie widział i żeby nie było pretekstów do plotek.
Szybko schyliłam się po leżącą na ziemi portmonetkę, gdy nagle rozległ się dość głośny dźwięk pękającego materiału.
W jednej chwili oblał mnie zimny pot. Poderwałam się z powrotem i obiema rękoma chwyciłam swoje pośladki. Pod palcami wyczułam problem. Moje spodnie najprawdopodobniej nie wytrzymały tylu emocji jednego dnia i rozdzieliły się na dwie części, pękając i ukazując całej szkolnej społeczności moje białe majtki w niebieskie kropki.
Czułam, jak robię się czerwona. Osłupiały Kastiel nie wiedział co się dzieje. Jednak zorientowanie się w sytuacji nie zajęło mu długo. Wychylił się sprytnie i spojrzał na mój tył. Popatrzył później na mnie i widziałam ogromne rozbawienie w jego oczach. A ja właśnie paliłam się ze wstydu, który potęgował się przez coraz większą ilość par oczu skierowanych na mnie. A raczej na mój tyłek…
Natychmiast odwróciłam się i, zasłaniając dziurę rękoma, zbiegłam po schodach do szatni.
***
W domu znalazłam się po kilkunastu minutach. Bez plecaka i bez portfela, który został u stóp Kastiela…
Jeszcze nie ochłonęłam po minionej sytuacji. Już dawno się tak nie wstydziłam!
To był naprawdę fatalny dzień… Informacja o Rozalii i Lysandrze, plotki o tym, że jestem kolejną dziewczyną tego cholernego podrywacza, a na dokładkę świecenie majtkami przed znajomymi…
Wparowałam do pokoju, trzaskając drzwiami. Zdjęłam szybko te przeklęte spodnie i wydobyłam z szafy drugie, które były w jednym kawałku.
Położyłam się wtedy na łóżku, czując, że muszę chwilę odetchnąć. Zakryłam twarz dłońmi i spędziłam tak kilka chwil w bezruchu. Kiedy chciałam już wstać, uznałam jednak, że nic nie zaszkodzi, jeśli się chwilę zdrzemnę.
Tak też zrobiłam.
***
Uchyliłam ciężkie powieki i przetarłam oczy, przeciągając się potem leniwie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i wtem usłyszałam dzwonek do drzwi. Zerknęłam na zegarek. Minęło pół godziny od momentu, w którym moja klasa skończyła lekcje. Przeczuwałam, że to właśnie ktoś ze szkoły. A przynajmniej miałam nadzieję, że to osoba, która o mnie pamiętała. W szczególności o moim plecaku…
Mój gość był doprawdy natarczywy. Naciskał dzwonek już trzeci raz, a mi jeszcze brzęczało w uszach po kilkugodzinnym śnie. Jakby tego było mało, usłyszałam dodatkowo pukanie.
Westchnęłam i kręcąc głową wyszłam z pokoju, udając się na dół.
Drzwi uchyliłam, po raz kolejny przecierając oko. Przed progiem ujrzałam Kim.
- Hej, kochana. – Przywitała się z bladym uśmiechem dziewczyna.
- Cześć – odparłam, ziewając.
Zeszłam z przejścia, żeby mogła wejść do środka. Nie umknęło mojej uwadze, że na prawym ramieniu trzymała moją torbę z książkami.
- Wiem co dzisiaj się stało – powiedziała nieco rozpromieniona. – Przyniosłam twoje rzeczy.
Przechwyciłam od niej torbę, dziękując za pomoc i całując w policzek.
- A to przekazał mi Kastiel – dodała, podając mi jeszcze portfel.
Wymieniłam z nią spojrzenia. Byłam pozytywnie zaskoczona.
- Miło z jego strony – szepnęłam.
- Oj, Megan. Co się z tobą dzieje? – zapytała już bardziej rozchmurzona, zapewne mając na myśli mój nostalgiczny nastrój.
Na te słowa od razu się skrzywiłam.
- Jak spodnie? – Zaśmiała się, zawtórowałam jej.
- To była kompromitacja – podsumowałam. – Ale może jutro nikt nie będzie o tym pamiętał – rzekłam z nadzieją, choć wiedziałam, że na to były akurat marne szanse. – Chcesz coś zjeść?
- Co? A, nie, dzięki… Słuchaj, pamiętasz o wczorajszej rozmowie?
Natychmiast przeniosłam wzrok na Kim. O czymś zapomniałam?
- Tata rano wyjechał na lotnisko, no wiesz, do cioci… Miałaś u mnie przenocować…
Słysząc to, wszystko do mnie wróciło. I rzeczywiście to zupełnie wyleciało mi z głowy. Zbyt wiele wydarzeń w ciągu jednego dnia skutecznie zaburzyło koncentrację i pomieszało w pamięci. Miałam sobie za złe, że przegapiłam tak istotną sprawę.
- Tak Kim, tak. Chodź, już zbieram swoje rzeczy.
***
Zaczynało się ściemniać, dochodziła siedemnasta. Po drodze przyjaciółka chciała wstąpić do banku w sprawie zaktualizowania danych w placówce na podstawie pisma, które, jak mówiła, poprzedniego dnia do niej przysłali. Przy okazji miała wypłacić pieniądze na najbliższe dni, czyli przede wszystkim zakupy spożywcze. Nie robiłam problemów.
Budynek był spory. Wzniesiony i wykończony w nowoczesnym stylu. Dużo przestrzeni na pewno dawało sporo komfortu klientom. Jasne barwy i cała masa okien, przez które wpadało światło sprawiało, że wnętrze było wyjątkowo słoneczne. Eleganckie kanapy dla oczekujących i szklane biurka przy stanowiskach do przyjmowania interesantów budziły podziw. To było jedno z najprzyjemniej urządzonych miejsc w mieście.
Klientów nie było niemal wcale. W zasadzie nie zobaczyłam nawet wielu pracowników. Jedynie dwóch krzątało się przy biurkach, składając dokumenty i teczki. Dopiero wtedy zorientowałam się, że zdążyłyśmy niewiele przed zamknięciem. Pośpieszyłam koleżankę.
Kim podeszła do jednego z wolnych punktów przyjęć i zajęła miejsce na krześle – również szklanym.
Ja tymczasem postanowiłam obejrzeć budynek od wewnątrz, skupiając swoją uwagę na certyfikatych wiszących na ścianach.
Spacerowałam wolnym krokiem, przyglądając się kolejnym osiągnięciom instytucji. Czas zaczynał mi się dłużyć, ale widziałam, że przyjaciółce dobrze idzie i niedługo powinna skończyć spotkanie.
Przechodziłam obok wnęki, za którą było odseparowane okienko z kasą - wpłaty, wypłaty i przelewy. Coś mnie tknęło, słysząc rozmowę mężczyzny z pracownicą, więc zatrzymałam się w mniej widocznym miejscu.
- Ani słowa i żadnych nerwowych ruchów, albo kulka w łeb – szepnął klient.
Dopiero wtedy dostrzegłam jego rękę, skierowaną w stronę kobiety. Wychyliłam się niepostrzeżenie i… Ujrzałam broń…
- Wyjmuj kasę i pakuj do reklamówki. No już, ładuj, bo zabiję – warknął równie cicho, wyraźnie starając się nie rzucać w oczy.
Zdębiałam, przerażona, nie wiedząc co zrobić. Przyjrzałam się twarzy zastraszonej pani, która wkładała pliki pieniędzy do torby. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś był tak blady… W oczach miała łzy, a ręce trzęsły jej się niemiłosiernie.
- Zamknij się stara i się pośpiesz. No, ruchy – rzucił groźnie mężczyzna, przystawiając pistolet bliżej niej.
Rozejrzałam się szybko. I jak na złość obok nie było nikogo. Od razu przyszło mi do głowy, że większość pracowników na pewno szykuje się do wyjścia gdzieś na tyłach, albo już opuściła miejsce pracy.
A ja… Wróciłam do tej sytuacji. Facet miał na sobie garnitur. Typowy, prosty, do tego lakierki i teczka stojąca obok na podłodze. Wyglądał na biznesmena i w życiu nie pomyślałabym, że ktoś taki mógłby dopuścić się rozboju…
- Szybciej, babo, bo cię zestrzelę – syknął po raz kolejny bandyta.
A w tym momencie wkroczyłam do akcji. Szybka kalkulacja sprawiła, że wiedziałam, że nie mogę krzyczeć, bo mężczyzna postrzeliłby kobietę.
Wyjątkowo ostrożnie zrobiłam kilka kroków w jego kierunku, starając się, żeby żadne z nich mnie zobaczyło. Będąc w bliskiej odległości, rzuciłam się na jego rękę, kierując ją w dół.
Zupełnie nie myślałam o tym, że najprawdopodobniej popełniam wielki błąd. Jednak inna reakcja i wzywanie pomocy, prawdopodobnie skończyłoby się śmiercią pani za kasą.
Kobieta krzyknęła, widząc zamieszanie i w tej chwili padł strzał. Ktoś zaczął wrzeszczeć, usłyszałam hałas.
Potem poczułam na sobie ręce, mocny uścisk, a później ucisk na tchawicę.
Mężczyzna złapał mnie i łokciem przydusił mi szyję, unieruchamiając. Widziałam ludzi, którzy uciekają, zbiegających się ochroniarzy. Słyszałam głośne wołanie, wywracające się krzesła.
Z chwili na chwilę widziałam mniej wyraźnie i coraz trudniej mi się oddychało. Chciałam się wyszarpać, ale wtedy poczułam coś przy głowie. Od razu zorientowałam się, że przyłożył mi broń. Zadrżałam ze strachu, błagając, żeby mnie puścił.
- Wszyscy spokój, bo zrobię jej dziurę w głowie! – krzyknął mój oprawca.
- Megan! – Głos Kim, mocno zagłuszony, rozległ się w pomieszczeniu, choć nie wiem, skąd dochodził.
Obserwowałam przerażona to, co się dzieje. Czułam pod powiekami piekące łzy, a każdy haust powietrza w płucach był dla mojego organizmu na wagę złota.
Ryk bandyty, który rozległ się za moment i wpadł mi wprost do ucha, sprawił, że niemal zemdlałam.
- Zaraz rozwalę jej łeb, jak wszyscy stąd nie wyjdziecie!

____________________________________________________________
Cześć dziewczyny!
Szczerze mówiąc, nie wiem jak wyszedł ten rozdział, bo pisałam go od północy do czwartej. Może przez zmęczenie nie wyszło, może coś przegapiłam... Ale już chciałam wrzucić kolejną część po trzech tygodniach :)
Ewentualne wskazanie błędów mile widziane :p
Postaram się następny napisać szybciej. Miło mi będzie również widzieć komentarze :p
Do napisania :*

5 komentarzy:

  1. No to pojechałaś z Rozą i Lysandrem O.o A miałam nadzieję, że okaże się to plotką... Za to akcja ze spodniami: GENIALNA. Prawie się popłakałam ze śmiechu XD

    Ale muszę to powiedzieć: TY CHOLERNY POLSACIE! Jak mogłaś tak zakończyć rozdział??? (nie będę wnikać w lekkomyślne zachowanie Meg ;P)

    Pomimo później pory pisania zachowałaś spójność i nie zauważyłam błędów ;)

    Mam nadzieję, że następny będzie szybciej. No nic pozostaje mi jedynie czekać na więcej.
    Przesyłam kosz weny :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfff, spodnie się jej rozpruły i do domu uciekła. Co za cienas. Jak mi się spodnie rozpruły w środku lekcji, to przez następne godziny z nich chodziłam, mało tego - biegałam! I kurna nikt się nie zorientował! Ukrywać takie rzeczy to trzeba umić ;)
    Co do Rozy i Lysa...Serio czekam na te bitwę na rymy! Obstawiam, że Leo powie coś o nieogarnięciu Lysa a on takie "Mały, niedołężny, ale wytrysk mam potężny". A Roza dopowie "Mały, ale wariat". Możesz wykorzystać, nie chce za to pieniędzy nic ;D
    Co do tego gościa w banku to do samego końca byłam pewna, ze to Kastiel XD No sory, ale on taki jest, po nim można się wszystkiego spodziewać xd
    Także ten, rozdział cudny ( <3 ) a ja czekam na kolejny i na tę bitwę na rymy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Lyseł, wiem, że Roza podoba Ci się od samego początku, amnezja itp, no cóż, szczęścia. 💙
      <❌❎Koniec❎❌>

      Moje drugie ja krzyczy "Rozkwaś jej mózg jak ja Zekoriemu na wattpadzie", jednak myself dochodzi do wniosku, że wtedy opowiadania się skończy i będzie z tego uj. XD

      Kaaaastieeeeel, wbijaj do ING I ratuj swą dziewoję!

      Pozdrawiam,
      Życzę weny,
      Czekam na następny rozdział.

      Usuń
  4. Z przyjemnością Cię informuję, że Twoje zgłoszenie zostało pozytywnie rozpatrzone i dodane do Katalogu blogów Słodkiego Flirtu.
    Życzę Ci dużo weny i wolnego czasu na napisanie nowych rozdziałów, które będziesz mogła u nas zgłaszać ;)

    OdpowiedzUsuń