niedziela, 1 października 2017

Rozdział V

Czułam na czole zbierające się kropelki potu. Serce waliło w mojej piersi jak szalone, a nogi drętwiały z obawy o to, czy szaleniec nie naciśnie za chwilę spustu broni. Z trudem łapałam powietrze, próbując ostatkami sił odgiąć rękę, którą mocno przyciskał do mojej szyi, miażdżąc mięśnie, nerwy i tchawicę.
Pomimo znalezienia się w patowej sytuacji i niesamowitego strachu, widziałam, jak ludzie w pośpiechu opuszczają budynek, zostawiając mnie sam na sam z kryminalistą.
- Puść… Puść, zostaw – powiedziałam drżącym i urywającym się głosem, oddychając niespokojnie, z problemami.
Na pewno byłam niebezpiecznie czerwona z niedostatku powietrza. Zaczynały się zawroty głowy.
- Duszę się – szepnęłam zachryple i niedługo potem poczułam delikatne luzowanie uścisku, który umożliwił mi złapanie tchu.
- To wszystko twoja wina, suko – warknął wściekle mężczyzna, mocniej przyciskając lufę do mojej głowy.
Jęknęłam cicho z przerażenia, a spod zaciśniętej powieki wypłynęła duża jak groch łza. Wbrew mojej wewnętrznej sile, zaczęłam cicho płakać, kiedy popchnął mnie na tyle mocno, że upadłam z hukiem na podłogę, uderzając głową o posadzkę. Chwyciłam za zbite miejsce, a wtedy poczułam na palcach gorącą wilgoć. Krew sączyła się z niewielkiego rozcięcia, sklejając rozpuszczone włosy, które opadły na czoło i oczy. Za moment ból spotęgował mój oprawca, łapiąc za pukle i szarpiąc za nie.
- Bierz pieniądze i wstawaj. – Usłyszałam niewyraźnie. – Powiedziałem: wstawaj!
Mocniejsze pociągnięcie zaowocowało moim głuchym krzyknięciem. Szybko chwyciłam w dłoń torbę z gotówką i podniosłam się, opierając o ścianę.
Przystawił mi wtedy pistolet do pleców. Wiedziałam, że wystarczył jeden mój nieprzemyślany ruch, by pozwolił pociskowi wystrzelić wprost w kręgosłup. Zesztywniałam, prostując się. Przycisnął lufę mocniej.
- Wychodzimy. Tylko spokojnie – rzekł głośno, lecz wyczułam w tonie jego głosu niepewność.
Zrobiłam krok w przód. Moje ciało przeszedł nagle porażający ból. Rana na głowie nadal krwawiła.
Słyszałam coraz wyraźniej dźwięki syren. Chociaż pomoc była w drodze, nie byłam dobrej myśli.
- Szybciej!
Popchnął mnie kolejny raz, tak, że ledwie zachowałam równowagę. Maszerowałam dalej, zbliżając się do drzwi i mając za sobą mojego oprawcę. Drżałam ze strachu, a w głowie kołotała mi się jedynie myśl, że może to być ostatni dzień mojego życia…
Przez przeszklone drzwi budynku widziałam zbiorowisko przekrzykujących się ludzi, w kierunku którego zamierzał radiowóz.
- I co teraz? – jęknął bezradnie, zwalniając kroku. – Przez ciebie wszystko się popieprzyło!
Zamknęłam oczy, kiedy jeszcze mocniej przycisnął lufę do pleców. Wiedziałam, że był zdesperowany i zdolny do wszystkiego.
- Otwórz i wychodzimy – nakazał mi.
Nie miałam pojęcia, co planuje. Przecież wychodził wprost w ręce policji.
Minęło jeszcze kilka minut, zanim znaleźliśmy się na zewnątrz, otoczeni przez grupę funkcjonariuszy. Ktoś krzyczał, ludzie plotkowali, nie dając się odgonić stróżom prawa.
- Zostaw dziewczynę i ręce do góry – krzyknął jeden z policjantów, celując w naszą stronę.
Poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Głośno przełknęłam ślinę. Ręka kryminalisty zaczęła niebezpiecznie drżeć, co spotęgowało moje obawy. Wśród grupki gapiów dostrzegłam zlęknioną Kim. Jej spanikowany wyraz twarzy nie dodawał mi otuchy.
Kurczowo ściskałam dłonie na torbie z pieniędzmi. Byłam tak oszołomiona, że przestawałam kontaktować. Z trudem rejestrowałam, co się wokół mnie dzieje. Między stronami toczyły się negocjacje i sama nie wiem kiedy mężczyzna odrzucił broń na bok, puszczając mnie wolno. W naszą stronę natychmiast rzucili się funkcjonariusze.
Podczas, gdy go obezwładniano, z tłumu wybiegła Kim. Rzuciła się na mnie, przytulając, a potem obejrzała mnie ze wszystkich stron. Tuż za nią znalazł się Armin.
- Nic ci nie jest? – zapytała zatroskana dziewczyna.
Powstrzymując jęknięcie, chwyciłam się za głowę, przypominając o rozcięciu.
- Uderzyłam się tylko. Poza tym jest dobrze – odparłam drżącym z emocji i wyczerpania głosem, uśmiechając się blado. – Co tu robisz? – Zwróciłam się do chłopaka, którego w gruncie rzeczy wcześniej z nami nie było.
W odpowiedzi objął mnie swoimi ramionami. 
- Moja malutka – szepnął mi we włosy. – Bardzo się bałaś? – zapytał cicho.
- Trochę tak. Byłam głupia, że nie zareagowałam na tę sytuację inaczej, rozsądniej…
Armin w tym momencie oderwał się ode mnie, przestraszony, napędzając stracha również mi.
- Megan, przecież tu jest krew – rzekł zatroskany, spoglądając na swoje czerwone palce.
- Co się dzieje? – odezwała się natychmiast równie przejęta Kim.
- To nic, upadłam i rozcięłam sobie trochę skórę, nie martwcie się…
Brunet po raz kolejny przycisnął mnie do siebie, gładząc po plecach.
- Wszystko już będzie dobrze – powiedział pokrzepiająco, a ja jeszcze głośno dyszałam w jego kurtkę, zanim nie uspokoiłam rozszalałych nerwów.
***
W szpitalu spędziłam godzinę, w trakcie której założono mi trzy szwy. Psioczyłam całą drogę powrotną na to, że w miejscu szycia wygolili mi włosy. Moje piękne, długie kosmyki, które uważałam za jedną z głównych zalet w swoim wyglądzie…
Jedyne, co podnosiło mnie duchu, to fakt, że mogłam zakryć feralne miejsce pozostałymi puklami lub zdecydować się na doczepy, bo na szczęście zajmowało to niewielką powierzchnię.
Po powrocie do domu marzyłam o śnie, bo miniony dzień przyprawił mnie o zbyt wiele niepokoju.
Nie walcząc długo z samą sobą, zasnęłam.
***
Rodziców nie było w domu, gdy się obudziłam. Na telefonie miałam pięć wiadomości od Kim, Armina, Alexego, Iris i Rozalii, a w salonie znalazłam na stole kartkę od mamy prośbą, żebym się oszczędzała.
Po dziesiątej, podczas przeglądania najnowszych wiadomości w internecie, otrzymałam esemesa.
“Wyjdź przed dom” – taka była treść wiadomości. Niestety, numer, z którego została wysłana, był nieznany przeze mnie.
Nie zastanawiałam się bezmyślnie, kim może być nadawca. Od razu wpadłam na pomysł, by wyjrzeć przez okno. Podeszłam do niego spokojnym krokiem, żeby ustrzec się przed bólem i rozejrzałam się przez szybę.
To znów był on. Stał na chodniku po drugiej stronie ulicy, z rękami w kieszeni dresów i kapturem na głowie, spod którego wystawały kosmyki włosów. W skupieniu kopał niewielki kamyk.
“Nie mam ochoty” – wystukałam szybko odpowiedź, wysyłając ją natychmiast.
Obserwowałam zaciekawiona jego reakcję. Po krótkiej chwili wyjął telefon i odebrał esemesa. Podniósł wtedy głowę i popatrzył w okno, wprost na mnie. Na moje nieszczęście, nie zdążyłam usunąć się z pola widzenia. Byłam pewna, że dostrzegł, że na niego patrzę.
Szybko odeszłam z miejsca, czując nasilający się, chwilowy skurcz. Świeże szwy dawały mi się we znaki. Po chwili ból minął, dlatego odetchnęłam.
Wtem zawibrował smartfon. Bez namysłu otworzyłam kolejną wiadomość od Kastiela.
“Chodź tu na chwilę. To ważne” – odczytałam.
Nie opierałam się długo kolejnej namowie. Towarzystwo było mi w tej chwili niesłychanie potrzebne. Nie chciałam dłużej siedzieć sama w pokoju i męczyć się z głupimi myślami po równie stresujacym dniu, a przecież wszyscy znajomi byli w szkole. Poza nim...
Zeszłam na dół, gdzie założyłam buty i narzuciłam na siebie lekką kurtkę. Ostrożnie ubrałam też czapkę, która zasłoniła niewielki opatrunek.
Poprawiłam włosy i przekręciłam zamek w drzwiach, uchylając je, a potem zamykając kluczem od zewnątrz. Wyszłam przed dom, od razu lokalizując chłopaka. Ruszyłam przed siebie po kamiennej ścieżce, otoczonej zieleniejącą się trawą.
- Już myślałem, że mnie olałaś – mruknął, kiedy przechodziłam przez ulicę.
Miał ten sam beznamiętny wyraz twarzy, co zwykle. Żadnej empatii w oczach.
- Miałam taki zamiar – skłamałam. – O co chodzi? Jaka to ważna sprawa?
Wbił wzrok w moje oczy i patrzył w nie, bez mrugnięcia. Zmieszałam się. Cisza zagęszczała atmosferę między nami.
- Słyszałem, co się stało. Byłem niedaleko, więc pomyślałem, że zajrzę i zobaczę, co z Tobą.
Zlustrowałam go wzrokiem, prychając.
- Chyba żartujesz… Martwiłeś się? Ty? – zapytałam ironicznie, z pogardą.
Skrzywił się nieco.
- Coś ci się nie podoba? Jakiś popapraniec chciał cię dzisiaj rozwalić, a ty robisz ze wszystkiego problemy?
- Zamknij się, Kastiel – warknęłam bez chwili namysłu. – Mógłbyś mi o tym nie przypominać, ale jak zwykle musisz człowieka dobić – wyrzuciłam z pretensją, chociaż odrobinę rezonu straciłam po jego słowach.
Spuściłam głowę.
- Dobra, uspokój się już – rzekł cierpliwie. – Idziesz jutro do szkoły?
- Nie wiem – wycedziłam. – Co cię to w ogóle obchodzi?
- Nie denerwuj się, mała. Chodź, spróbujemy sprawić, żebyś trochę wyluzowała – zaproponował, uśmiechając się nieznacznie. 
Podniosłam na niego zaskoczony wzrok.
- Co? – wypaliłam.
- Posiedzimy, obejrzymy jakiś film. Zrobię popcorn – zaproponował, cały czas uważnie na mnie patrząc.
- Chyba śnisz – sarknęłam, choć niewątpliwie jego słowa mocno mnie zdziwiły. – Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi?
Chciałam wracać do domu, ale przytrzymał mnie za przedramię, spoglądając pytająco . Nie czekałam długo, ale by dać mu odpowiedź.
- W ostatnich dniach widziałam cię z co najmniej dwoma różnymi panienkami. Jeśli uważasz, że jestem na tyle głupia, by nie wiedzieć co chcesz ugrać, to bardzo grubo się mylisz – powiedziałam ostro, wyszarpując się i zaciskając zęby, żeby nie jęknąć z nagłego napadu bólu.
- Nie dotknąłbym żadnej dziewczyny, jeśli sama by tego nie chciała – warknął, na co prychnęłam kolejny raz. – Nie jestem jakimś zboczeńcem, do cholery. Chciałem poprawić relację między nami, którą spieprzyłem – dodał, po czym zamilkł na moment. – We wszystkim odnajdujesz podstęp. Widzę, że nie jesteś warta jakichkolwiek starań – mlasnął niechętnie, czym całkowicie mnie skołował.
Wzbudził we mnie poczucie winy, którego nie potrafiłam wyrzucić z głowy. Może rzeczywiście nie powinnam tak ostro go traktować?
- Mam uwierzyć, że proponujesz mi wspólnie spędzony dzień z filmem i nic więcej? – dopytałam, zanim jeszcze się ode mnie odwrócił.
Zatrzymał się w pół ruchu i stał tak chwilę bez reakcji, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Bez słowa wyciągnął potem do mnie swoją lewą rękę, na którą przeniosłam wzrok.
Miałam wybór. Albo iść z nim – podrywaczem, chociaż w szkole już o nas bezpodstawnie plotkowali i po raz kolejny zgodzić się na jego reguły gry, albo wrócić do domu, spędzając cały dzień w samotności.
Spojrzałam w jego ciemnoszare oczy, które tym razem nie wyrażały obojętności, pogardy czy politowania. Były przyjazne.
Podałam mu dłoń, na co się do mnie uśmiechnął, znów szczerze. Wbrew temu, że miałam co do niego mało przychylne nastawienie, jego obecność była niezwykle pociągająca.
- Tylko film – przypomniałam, robiąc pierwszy krok.
Skinął głową. Rozłączyłam nasze ręce i szliśmy przed siebie, początkowo w skrajnej ciszy. Nie wiedziałam, o czym mogę z nim rozmawiać.
- Dlaczego nie jesteś w szkole? – zapytałam w końcu, patrząc w ziemię.
- Jakoś tak wyszło. – Wzruszył ramionami. – Słyszałem, że zgrywałaś wczoraj bohaterkę – rzekł zaczepnie, uśmiechając się z przekąsem.
- Daj mi spokój – mlasnęłam. – Wieczorem mam jeszcze zeznania złożyć.
- No, proszę… A ja myślałem, że z ciebie taka grzeczna dziewczynka – dogryzał mi wciąż.
Zacisnęłam wargi, a chęć na rozmowę już mi przeszła. Denerwowało mnie, że się ze mną ciągle drażnił. Zaczęłam zastanawiać się, po co w ogóle z nim wyszłam, skoro na każdym kroku starał się dogryźć.
Powolnym krokiem zbliżaliśmy się do miejskiego parku. Na ogołoconych po poprzedniej jesieni drzewach pojawiały się nowe, jasnozielone liście, ocieplając otoczenie. Trawa nabierała żywego odcienia i cała przyroda zdawała się budzić do życia na następny rok.
Kolejne minuty spaceru mijały nam w milczeniu, dopóki nie zaczął podśpiewywać pod nosem na tyle wyraźnie, żeby żadne słowo nie umknęło mojej uwadze.
- Majteczki w kropeczki, ło, ho, ho, ho… Niebieskie wstążeczki, ło, ho, ho, ho…
W jednej chwili zarumieniłam się lekko, gdy zorientowałam się, że przecież ma na myśli ostatnią sytuację ze szkoły, kiedy to pękły mi spodnie, ukazując światu moją bieliznę…
Szturchnęłam go.
- Kastiel, przestań – wybełkotałam zmieszana.
- To co, Megan? Na jaki film masz ochotę? – zapytał, zmieniając znienacka temat.
Zatrzymał się nagle i odwrócił w moją stronę.
Odważnie objął mnie jedną ręką w pasie. Zgromiłam go wzrokiem, ale nie wykonałam żadnego ruchu.
- Bałaś się? – Uniósł nieznacznie brew, a ja uciekłam wzrokiem w bok.
- Tak – szepnęłam szybko.
Przyciągnął mnie do siebie. Byłam w tak nostalgicznym nastroju, że nie wzbraniałam się mu ani trochę. Oparłam czoło o jego ramię. Niesłychanie mała wydawałam się przy nim. Był wyższy o głowę, szerszy w barkach i zdecydowanie silniejszy. Czułam zarys twardych mięśni pod jego koszulką i rozpiętą bluzą.
- Szkoda, że mnie tam nie było – westchnął teatralnie. – Rozwaliłbym gnoja – dodał, natychmiast poprawiając mi nastrój.
- Doprawdy umiesz mnie rozśmieszyć – zażartowałam sobie z niego, na co jedynie wywrócił oczami. – Myślałam, że jesteś gburem, wiesz?
- Nie wiesz o mnie jeszcze wiele – bąknął, chcąc powiedzieć coś jeszcze, jednak uciszyłam go, kładąc mu dłoń na ustach.
- Zaczekaj – powiedziałam stanowczo.
Wsłuchałam się w ciszę, z której znów wyłapałam ciche piski. Skoncentrowałam się na tych dźwiękach, a później odwróciłam się na pięcie i podeszłam do krzaczka przy dużym klonie. Odchyliłam gałązki, a wtedy skomlenie stało się nieco głośniejsze. Za krzewem stał oklejony taśmą karton z kilkoma otworami o średnicy centymetra.
- Kastiel, chodź tu, pomóż mi – krzyknęłam do chłopaka, przywołując go ruchem dłoni.
Chwilę później stawialiśmy wyjęte pudełko tuż u naszych stóp. Wiedziałam już, co jest grane.
- Powinienem mieć gdzieś scyzoryk – mruknął niewyraźnie, grzebiąc w kieszeniach bluzy, a potem dresowych spodni.
Zaglądałam przez dziurki do środka, ale panowała tam jedynie ciemność. Zerknęłam na chłopaka, który właśnie wyjmował nożyk.
Przykucnął obok mnie i zaczął rozcinać taśmę, bym mogła otworzyć karton. Kiedy to się udało, ujrzeliśmy trzy małe pieski. Jeden biały z rudymi uszami i łapkami, drugi jednolicie brązowy, podobnie jak trzeci, tylko z ciemniejszym, czarnym brzuszkiem. Wyglądały na kundelki, były wyraźnie wychudzone i zmarznięte.
Wymieniliśmy się spojrzeniami. O dziwo, w oczach chłopaka odnalazłam przejęcie sytuacją.
- Koniecznie musimy im pomóc – powiedziałam stanowczo.
Nic nie odpowiedział, tylko podniósł ostrożnie pudło i ruszył w drogę.

____________________________________________________________
Cześć dziewczyny :)
Trochę długo trwało pisanie rozdziału, ale szkoła mnie dołuje i zabiera chęci.
Czy mogę prosić, aby KAŻDA z Was po przeczytaniu odezwała się w komentarzu? Bardzo mi na tym zależy :)
Pozdrawiam!

5 komentarzy:

  1. *Odzywa się*
    Wybacz, ale wracam z wycieczki i nie mam siły walić poematu. Melduję, że czytałam i bardzo mi się podoba! 😉

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to opowiadanie. Ładnie napisane stylistycznie. Główna bohaterka również przypadła mi do gustu. Bardzo ładnie nakreślasz czytelnikowi jej charakter. Dodatkowo bohaterka jest skromna i nie żyje w wybujalej rzeczywistości, tudzież kompleksów autorki ;) (mam tu na myśli wszystkie "posiadania" supersamochody, bogata, aż miło i wzór cnót i talentów ;)) Chętnie będę tu zaglądać. Mam nadzieję WIELKĄ, że nieco "przyśpieszysz" produkcję rozdziałów bo strasznie mi się dłuży czekanie za nowym postem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że tak postrzegasz opowiadanie i mój styl pisania :)
      Nawał zajęć utrudnił ostatnio kontynuowanie. Za to postaram się dzisiaj lub jutro opublikować kolejną część :)

      Usuń
  3. Hej, hej!
    Naprawdę przyjemnie się czyta, zachowanie Kastiela w tym rozdziale super - porządniejsze, ale niewydające się raczej sztuczne czy niepasujące do niego. Zabieram się za następny rozdział! :D

    OdpowiedzUsuń