czwartek, 26 października 2017

Informacja

Hej :)
Zacznę typowo. Szkoła zabiera mi dużo czasu, dlatego rozdziały pisałam rzadko. Moją motywacją jednak było, żeby nie robić zbyt dużych przerw czytelnikom, bo z autopsji wiem, że czekanie na nową cześć jest okropne.
Teraz, widząc, że nie ma zainteresowanych blogiem, motywacji mam jeszcze mniej.
Postanowiłam zakończyć. Napiszę jeszcze jeden lub dwa ostatnie rozdziały i to będzie koniec publikowania przeze mnie.
Chcę być uczciwa wobec tych, którzy być może czytają, a się nie ujawniają :)
Pozdrawiam :)

niedziela, 22 października 2017

Rozdział VI

Szliśmy znów w towarzystwie głuchej ciszy między nami, którą zakłócały piski psiaków. Patrzyłam zaskoczona na to, jak Kastiel ostrożnie obchodzi się z pudełkiem, starając się nie potrząsać nim mocno w rytm marszu.
Chcieliśmy zanieść zwierzątka do domu chłopaka, ogrzać i nakarmić, a dopiero później odwiedzić weterynarza. Zmieniliśmy jednak plany w trakcie drogi i od razu udaliśmy się z psami do lekarza, który na szczęście przyjął nas natychmiast.
Podczas, gdy oglądał szczeniaki, oboje czekaliśmy przed gabinetem, w poczekalni. Białe ściany, recepcja i krzesełka sprawiały bardzo sterylne wrażenie. Wnętrze ocieplały wiszące plakaty z zadowolonymi zwierzakami podczas zabaw, a także ciepłe żółte światło.
- I pomyśleć, że chciałem jedynie obejrzeć film – mruknął niechętnie pod nosem.
Przeniosłam na niego wzrok.
- Ciesz się, przynajmniej zrobiłeś dobry uczynek – odparłam oschle, na co wywrócił oczami.
- Marzyłem o tym – burknął.
- Gbur… Nie zmuszałam, żebyś tu był – powiedziałam zirytowana.
- Oczywiście – zironizował.

niedziela, 1 października 2017

Rozdział V

Czułam na czole zbierające się kropelki potu. Serce waliło w mojej piersi jak szalone, a nogi drętwiały z obawy o to, czy szaleniec nie naciśnie za chwilę spustu broni. Z trudem łapałam powietrze, próbując ostatkami sił odgiąć rękę, którą mocno przyciskał do mojej szyi, miażdżąc mięśnie, nerwy i tchawicę.
Pomimo znalezienia się w patowej sytuacji i niesamowitego strachu, widziałam, jak ludzie w pośpiechu opuszczają budynek, zostawiając mnie sam na sam z kryminalistą.
- Puść… Puść, zostaw – powiedziałam drżącym i urywającym się głosem, oddychając niespokojnie, z problemami.
Na pewno byłam niebezpiecznie czerwona z niedostatku powietrza. Zaczynały się zawroty głowy.
- Duszę się – szepnęłam zachryple i niedługo potem poczułam delikatne luzowanie uścisku, który umożliwił mi złapanie tchu.
- To wszystko twoja wina, suko – warknął wściekle mężczyzna, mocniej przyciskając lufę do mojej głowy.